Nie wiem też, jak skonstruowana jest w szczegółach umowa pomiędzy publicystami a Point Group, jaki każdy z nich ma procent udziałów i wpływ na podejmowanie decyzji. Nie wiem, jak będzie wyglądało droga rozwiązywania problemów. Nie wiem w końcu czy Michał Lisiecki jest jakąś wersją Grzegorza Hajdarowicza. W sumie wiemy, tylko tyle co nam powiedzieli obaj panowie L., czyli tyle że będzie to unikalny projekt - głównie pod kątem właścicielskim.
Pytanie jakie ciśnie się od dawna, czy w razie jakiegoś konfliktu interesów pan Michał Lisiecki nie zastosuję jakiejś "opcji zerowej", i wycofa udziały w przedsięwzięciu wydaje się całkiem zasadne. Bo zakulisowych prób łamania kręgosłupów zespołowi Pawła Lisieckiego nie wykluczam. Jak już panowie i panie z "URz" umoczą kasę "na wejście" - będą mieli dużo więcej do stracenia niż właściciel Point Group, który pewne straty byłby w stanie zaakceptować.
Bo nasz kapitalizm polega na tym, aby mieć dobry układ z władzą i "establiszmentem". Reszta to są koszty, które w razie czego warto ponieść, bo i tak się tam jakoś zamortyzują.
A utrupienie "Rzeczpospolitej" jest tego najlepszym przykładem. Wg danych ZKDP sprzedaż drukowanych wydań "Rz" w listopadzie wyniósła średnio 69 157 egzemplarzy. "Rzepa" ratuję się jeszcze dystrybucją u firm, ale i tak w sumie rozpowszechnianie płatne to ledwo 100 830 sztuk.
W wersji elektronicznej "Rzepa" rozchodzi się średnio w 4 228 egzemplarzach. Ciekawe, co na to kudłaty "mistrz tabletu".
Tego też niestety nie wiem.
Na koniec warto przypomnieć, że jeszcze poprzedni naczelny "Wprost" niejaki Lis Tomasz również wyleciał z redakcji w dość oryginalny sposób - czyli tuż przed galą tygodnika, gdzie przyznawany był tytuł Człowieka Roku 2011.
Komentarze