dzida dzida
1656
BLOG

Po konferecji Smoleńskiej: wojna już się toczy.

dzida dzida Polityka Obserwuj notkę 12

W sprawie Smoleńska bez wątpienia mamy doczynienia z wojną. Bo jeśli ktoś nie wie, co to jest "wojna informacyjna" to ten przypadek to idealny "case study".

Po wczorajszej konferencji smolenskiej nie było wielkiej nadziei na to, że jakiś sensowny materiał ukaże się w mainstreamowych mediach. Schemat działania pracowników owych redakcji (jakoś słowo "dziennikarz" nie za bardzo przechodzi mi przez klawiszę - wiem, że i w TVN jak i nawet w GW pracują ludzie, którzy jednak etos mają za coś - niestety, zajmują się sprawami marginalno-duperelnymi albo politycznie neutralnymi) w sprawie katastrofy (katastrofy?) jest przewidywalny do bólu ("bulu") - najpierw głowa w piasek, narada redakcyjna, desperackie próby kontaktu z kimś z komisji Millera - potem jakiś materiał, z obowiązkową przebitką Macierewicza i jakimś jego lapsusem ze spotkania w salce parafialnej, wyszperanym w internecie.

Jeśli ktoś uważa, jest to fantazjowanie a media są niezależne od władzy - to przytocze pewną anegdotę z jednym z dziennikarzy z TVN24 (jeszcze pracuję, choć chyba w stresie).

Było to już po powrocie z remontu z Samary niesławnego Tu-154M nr 102, gdzieś w maju 2011 roku. Na pokładzie maszyny wraz z ministrem Klichem leciał ów redaktor, z pokładu którego nadał entuzjastyczny (dość) reportaż. Dla mnie była to oczywista "ustawka", czego dowodem była obecność właśnie tego pana z "zaprzyjaźnionej redakcji".

Postanowiłem napisać niewinnego SMS-a (miałem numer komórki):

- Jak się udał lot Tupolewem?

Przyszła odpowiedź: - A kto pyta bo mam nowy telefon i nie mam kontaktów?

- Minister- odpisałem, trochę ciekawy co się wydarzy.

Uśmiałem się z odpowiedzi, którą uzyskałem, bo była ona w stylu. - Reduktor (tak w org. - przyp. dzida) jest zadowolony, redakcja także.

Potem rozmawiałem kilka razy "z reduktorem" (w innej sprawie), spytałem się między innymi o to czemu sprawa Smoleńska jest w taki a nie inny sposób relacjonowana w jego stacji. Odpowiedź była prozaiczna, mniej więcej w stylu "każdy ma jakiś kredyt do spłaty".

***

Przypomniałem sobie o tym wydarzeniu czytając artykuł Artura Bazaka, który przytoczył wypowiedź byłego redaktora TVN, który widział już te zdjęcia, które wypłynęły w sieci ostatnimi czasy. Cała relacja znajduję się pod linkiem poniżej (naprawdę warto przeczytać), ja przytoczę fragment:

Tymczasem zaskoczyła mnie  jedna rzecz. Kilka godzin po tragedii Rosjanie rozpoczęli budowę pomnika ofiar katastrofy (!!!!- podkreślenie moje dzida). Na teren lotniska co rusz wjeżdżała i wyjeżdżała biała, rozklekotana furgonetka wwożąca oficjalnie robotników, którzy mieli wybudować ten  pomnik. Kursowała co kilka godzin, w tę i z powrotem.

   11 kwietnia - pamiętam dokładnie - przed południem, kiedy furgon kolejny raz opuszczał lotnisko machnąłem do kierowcy, aby się zatrzymał. Zrobił to, a ja zapytałem go, co robi i  dlaczego bez problemu wjeżdża na teren lotniska. Wtedy  opowiedział mi bajeczkę o tym, że jest właścicielem firmy budowlanej i że jego ludzie budują pomnik ku czci ofiar. Zdziwiło mnie to, ale pomyślałem, że być może to taki zwyczaj albo nie wiem co.... (to też ciekawe - zadziwiająca sprawność i przewidywalność Rosjan nie wydała się podejrzana - dopisej mój dzida).

    Strasznie zależało mi na tym, aby dostać się za bramę Siewiernego. Zaproponowałem mu, aby wwiózł mnie na teren lotniska, jako pracownika jego firmy. Nie zgodził się. Jednak kiedy po raz kolejny wyjeżdżał sam zatrzymał się obok mnie i zdecydowanym ruchem ręki nakazał, abym wsiadł do samochodu. Odjechał kilkaset metrów stanął i wyciągnął z kieszeni aparat fotograficzny.

Pokazał mi kilkanaście zdjęć z miejsca. Po negocjacjach (ale nie opornych) zdecydował się sprzedać mi te zdjęcia. Transakcję przeprowadziliśmy kilka godzin później. Jak dzisiaj to analizuje to sądzę, że udawał przejętego i  przestraszonego. Zapłaciłem za nie 600 rubli.

(...)

Część zdjęć publikowanych ostatnio, między innymi tych z terenu lotniska, to zdjęcia, które kupiłem od tego człowieka. Jestem pewny, że zdjęcia z kostnicy zrobił ten sam człowiek. Czcionka  i kolor datownika pojawiający się na fotografiach są dokładnie takie same jak na zdjęciach z lotniska.

    W mojej opinii wersja z firmą i pracownikami to lipa a ludzie ci to funkcjonariusze służb, którzy od pierwszej chwili po wypadku realizowali nakreślony scenariusz.

    Oczywistym jest przecież, że pracownicy żadnej firmy nie mogliby pojawić się lotnisku, na którym doszło do tragedii, w której zginął prezydent unijnego kraju. Kto myśli inaczej jest naiwny. 

(....)

 

Redaktor Bazak nie podaje co prawda nazwiska, ale opisane słowa po raz kolejny potwierdzają to co opozycja mówiła od dawna, a czego ostatnio nie wykluczył nawet - przyparty do ściany - Tusk - Smoleńsk jest grą,  w której Polska jest rozgrywana na wielu frontach.

***

I prawie na każdym froncie dostajemy w skórę.

Niezbyt to odkrywcze, ale wciąż smutne.

 

wpolityce.pl/artykuly/39025-ja-oczywiscie-tych-zdjec-nigdy-nie-wykorzystalem-byly-dziennikarz-tvn-opowiada-o-handlu-zdjeciami-z-katastrofy-smolenskiej

 

dzida
O mnie dzida

Staram się pisać krótko. Nie zawsze wychodzi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka